Wybierz miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w ogólnopolskim wydaniu.

Bogumiła Barańska - skazana na siatkówkę

2009-02-13

 Kapitan i podpora IMPEL Gwardii Wrocław. Na boisku waleczna i wyrachowana, poza nim uśmiechnięta i błyskotliwa. O siatkówce, planach na przyszłość i o tym jak zdobyć pierwszy milion rozmawiamy z Bogumiłą Barańską.

dlaStudenta.pl: - Na początek zadamy ci trudne i łamiące wszelkie schematy pytanie: dlaczego siatkówka?


Bogumiła Barańska (przyjmująca Impel Gwardii Wrocław)
: - Bo mi kazali (śmiech).

- To bardzo ciekawy wątek, może opowiedz coś więcej

-
Żartowałam tylko (śmiech).

- Czy siatkówka jest waszym rodzinnym sportem? Bo, jak wiadomo, całkiem nieźle na boisku radzi sobie też twoja siostra, Ania.

- Podobno tak.

- Podobno gra czy podobno siostra?

-
Podobno gra (śmiech). Sport od zawsze był obecny w naszej rodzinie. W siatkówkę w młodzieńczych latach grał mój ojciec, bronił barw Chełmca Wałbrzych. Mama też zajmowała się sportem, uprawiała kilka dyscyplin, grywała też w siatkówkę. Moja przygoda z siatkówką zaczęła się od gry na podwórku, ćwiczyłyśmy z siostrą na trzepaku. Tato zabierał mnie za to na treningi zespołu amatorskiego, w którym grał. Tak zaczęła się moja przygoda z siatkówką, która trwa do dziś.

- Wspomniałaś, że twoja mama uprawiała różne dyscypliny sportu, więc dlaczego padło właśnie na siatkówkę?

-
Miałam z tym sportem kontakt, będąc jeszcze małym szkrabem. Jeździłam z ojcem na turnieje, chodziłam z nim na treningi. Ania, moja siostra, też radziła sobie coraz lepiej, więc rodzice uznali, że może i we mnie drzemie siatkarski potencjał. Można powiedzieć, że siatkówką zaraziłyśmy się już we wczesnej młodości.

- A więc duży wpływ na to, że zajęłaś się siatkówką, miała twoja siostra. Jak wyglądają wasze relacje? Radzicie sobie nawzajem w sprawach sportowych, komentujecie swoje mecze?

-
Moje relacje z siostrą nie zawsze były dobre, ale teraz żyjemy jak wzorowe siostry (śmiech). Po meczach dzwonimy do siebie, omawiamy, jak kto zagrał i rzetelnie - czasem surowo - oceniamy swoją postawę. Jesteśmy przy tym bardzo szczere, nie słodzimy sobie i nie udajemy, że nie robimy błędów.

- Odczuwasz dreszczyk emocji przed meczem przeciwko siostrze?

-
Nie traktuję tych potyczek w szczególny sposób. Nie chcemy sobie pokazać, która jest lepsza. Cieszę się za to, że mam okazję spotkać się z Anią, bo trudno o wolną chwilę w trakcie sezonu.

- Karierę siatkarki rozpoczynałaś, podbijając z Anią świdnickie podwórka i trzepaki. Jaki był  twój kolejny krok?

-
Tuż po tym, jak zaczęłam się uczyć w gimnazjum, rozpoczęłam treningi w zespole w mojej rodzinnej Świdnicy. Po roku grałam już z moją drużyną w 2. lidze. Ekipa nie była jednak zbyt mocna, radzono mi więc, żebym szukała innego klubu, jeśli myślę o siatkówce na poważnie. Proponowano mi w tym czasie naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, ale - z różnych powodów - nie skusiłam się na wyjazd. Interesowała się mną też Gwardia Wrocław.

- Co więc skłoniło cię, by przenieść się do stolicy Dolnego Śląska?

-
W tym zawodniczką Gwardii była już moja siostra i chwaliła drużynę. Poza tym, ze Świdnicy do Wrocławia nie jest daleko, a ja w tym czasie miałam tylko 16 lat. Rodzice nie chcieli, by ich wchodząca akurat w buntowniczy wiek córka oddalała się od domu za daleko (śmiech). Te wszystkie czynniki sprawiły, że wylądowałam w Gwardii.

- Jak wyglądały twoje początki w klubie?

-
Po transferze do Gwardii de facto byłam blisko pierwszej drużyny jako 12. czy 13. zawodniczka. Razem z innymi zdolnymi juniorkami, Agatą Dawidowicz czy Ewą Naryniecką, nie jeździłyśmy co prawda na mecze wyjazdowe, ale w potyczkach na własnym boisku trenerzy czasem uwzględniali nas w składzie. Krok po kroku, pięłam się po szczeblach kariery, a obecny sezon jest moim dziewiątym w barwach Gwardii.

- Podczas swojej przygody z wrocławskim klubem raczej nie zdarzało ci się walczyć o trofea...

-
W czasie, gdy byłam kadetką czy juniorką, Gwardia była bardzo mocna. Udało nam się wywalczyć sporo medali. Natomiast w seniorskiej drużynie o najwyższe trofea niestety nie było mi dane - może jeszcze - walczyć. Na razie moim największym sukcesem był powrót do PlusLigi Kobiet po rocznej banicji w 1. lidze.

- Trudno było przyzwyczaić się do gry na zapleczu ekstraklasy?

-
Degradacja z ekstraklasy była dla nas sporym szokiem. Czułyśmy się w niższej lidze nieco nieswojo, bardzo chciałyśmy też się zrewanżować za tę wpadkę. Grałyśmy w 1. lidze prawie identycznym składem co w Ekstraklasie i bardzo zależało nam, by wrócić na parkiety PlusLigi.

- Nie kusiło cię, by odejść z Gwardii i przenieść się do klubu, który walczy o nieco wyższe cele?

-
Miałam propozycje zmiany barw klubowych...

- Z jakich klubów?

-
Nie zdradzę (śmiech) W pewnym momencie byłam bliska zmiany klubu. Rozmowy doszły daleko, niewiele brakowało do podpisania kontraktu. Jestem jednak dość sentymentalna, nie przepadam też za sytuacjami, kiedy trzeba zmienić otoczenie i aklimatyzować w nowym miejscu. Poza tym, Wrocław to piękne miasto. Mam tu mnóstwo znajomych, byłoby mi żal ich opuszczać. Stanęło więc na tym, że zostałam w Gwardii.

- Wróciłyście do ekstraklasy z hukiem. Można było oczekiwać, że Gwardia namiesza w lidze i pokaże, iż sezon w 1. lidze był tylko wypadkiem przy pracy. Okazało się jednak, że na budowę mocnego składu nie ma pieniędzy i w zasadzie po dobrym zeszłym sezonie wskoczyłyście do „szarówki" w PlusLidze Kobiet. Nie czułaś się przez to rozczarowana?

-
Władze klubu przed sezonem zapowiadały, że będziemy walczyć o miejsce w pierwszej piątce. Wydawało mi się jednak, że są to obietnice nieco na wyrost, bo choć mamy bardzo ambitne zawodniczki - ligowi rywale mają jednak silniejsze składy. Najważniejsze, że jesteśmy już w zasadzie pewne utrzymania. Sporo się napracowałyśmy, żeby to osiągnąć. Nieco przeszkadzały nam kontuzje i braki kadrowe, przez które np. Kasia Mroczkowska musiała zmienić pozycję na boisku ze skrzydłowej na środkową.

- Nie jesteście rozgoryczone, że sezon tak się ułożył?

-
Nie. Oczywiście, każdy chciałby walczyć o medale, a nie wlec się w ogonie tabeli. Budowa składu nie należała jednak do nas. Do nas należała sportowa walka na boisku i z tego wywiązałyśmy się dobrze. Postawiono nam cel, by dostać się do czołowej ósemki ligi i zrealizowałyśmy go.

- Gwardia będzie czarnym koniem kolejnej rundy PlusLigi?

-
Ostatnie mecze wyszły nam całkiem nieźle, pokazałyśmy dobrą siatkówkę i jesteśmy na fali. Kto wie, co będzie w playoffach. Wszystkie drużyny odczuwają już w kościach trudy sezonu i zobaczymy, kto znosi to najlepiej. Na pewno postaramy się sprawić niespodziankę.

- Przed rozpoczęciem sezonu zostałaś mianowana kapitanem Impel Gwardii. Co sprawiło, że koleżanki z zespołu powierzyły ci tę ważną funkcję?

-
Początkowo chciałyśmy, żeby kapitanem została Małgorzata Kupisz, która jest najstarszą zawodniczą w zespole. Okazało się jednak, że Gosia aspiruje raczej do roli trenera młodzieży, bo po raz drugi zaszła w ciążę (śmiech). Dziewczyny zagłosowały i powierzyły rolę kapitana mnie. Obdarzyły mnie zaufaniem, za co jestem im wdzięczna i mam nadzieję, że dobrze wywiązuję się ze swojej roli.

- Może zaufanie koleżanek wiąże się z tym, że na boisku jesteś bardziej dojrzała? Kilka sezonów temu mówiono, że niezależnie od rozwoju sytuacji na boisku, zawsze się śmiejesz. Teraz jesteś już bardziej skoncentrowana.

-
Owszem, spotkałam się z takimi zarzutami. Uważam jednak, że śmiech jest dobrym lekarstwem, szczególnie w stresujących momentach. Staram się pomagać dziewczynom uśmiechem i słowami otuchy. Po błędach może przecież przyjść dołek, który zaważy na losach meczu. Poza tym, jestem nastawiona do życia raczej optymistycznie i śmiech jest dla mnie naturalnym stanem. A czy jest go mniej? Jeśli ktoś obserwuje grę i uważa, że tak - mogę się tylko cieszyć.

- Odejdźmy nieco od tematyki stricte klubowej. Teraz czas na małą zabawę z czasem. Przenosimy się 2-3 lata do przodu. Reprezentacja Polski gra ważny mecz, a na parkiecie ramie w ramię walczą siostry Barańskie...

-
Lubię grać razem z Anią, ale nie wybiegam tak daleko w przód. Póki co, koncentruję się na trwającym sezonie. Nie lubię snuć dalekosiężnych planów.

- Zapytamy więc inaczej: wiążesz swoją przyszłość z siatkówką?

-
Szczerze mówiąc, nie wiem. Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Mój kontrakt z Gwardią kończy się za kilka miesięcy. Nie podjęłam jeszcze decyzji, czy będę nadal zajmowała się sportem. Jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że na pewno zawieszę siatkarskie buty na kołku. Teraz aż takiej pewności nie mam, bo jednak z siatkówką wiąże się kawał mojego życia. Nie potrafię powiedzieć, co będzie za kilka miesięcy.

- Czy ewentualna decyzja o zakończeniu kariery wiązałaby się ze zmianą miejsca zamieszkania czy nawet kraju?

-
Nie, skąd! O wyjeździe absolutnie nie myślę. Bardziej martwią mnie problemy zdrowotne, które dokuczają mi od dłuższego czasu, a przecież mam dopiero 22 lata.

- Nie żal byłoby ci rzucać sport?

-
Jak mówiłam, niemal całe życie spędziłam na boisku siatkarskim. Wydaje mi się jednak, że jako kobieta rozwijam się w nieco innym kierunku i siatkówka nie daje mi 100 procent satysfakcji. Oczywiście, w każdy trening czy mecz wkładam całe serce. Chciałabym jednak robić coś jeszcze, rozwijać się intelektualnie. Za kilka lat widziałabym się bardziej w roli businesswoman, która prowadzi firmę. Oczywiście, nie jest łatwo podjąć taką decyzję, dlatego dałam sobie jeszcze trochę czasu.

- Wspomniałaś o biznesie, masz już pomysł na zarobienie pierwszego miliona poza tym, że trzeba go ukraść?

-
Będę zawodowo zdobywała pierwsze miliony (śmiech). Nie mam jeszcze sprecyzowanego pomysłu.

- Nie możemy podczas tej rozmowy pominąć wątku twojego imienia, które jest dość nietypowe. Kto zdecydował, że będziesz miała na imię Bogumiła?

-
Tak zdecydowała moja mama. Miałam nazywać się Katarzyna, ale córka brata mojej mamy urodziła się nieco wcześniej i ukradła mi imię (śmiech). Zapadła więc decyzja, że w rodzinie nie może być dwóch dziewczynek z tego samego rocznika o identycznym imieniu. Mama wertowała kalendarz i bardzo spodobało się jej imię Bogumiła.

- Na koniec chcielibyśmy jeszcze zapytać, czy prawdziwa jest wieść gminna, że Bogusia Barańska ma bliskie związki z polityką.

-
Jestem ostatnią osobą, która mogłaby mieć kontakty polityczne (śmiech).

- Takiej odpowiedzi nie powstydziłby się zawodowy polityk.

-
Zawsze uważałam, że talenty dyplomatyczne są przydatne w życiu. Natomiast co do plotek, na które się powołujecie, mogę powiedzieć, że mój życiowy partner ma bliskie kontakty z jedną z partii. Więcej szczegółów jednak nie zdradzę.

- Mówiłaś wcześniej, że lubisz się śmiać. Na jakim miejscu Impel Gwardia musiałaby więc zakończyć sezon, byś uśmiechnęła się najszerzej, jak tylko umiesz?

-
Duży uśmiech pojawił się u mnie po wygranym meczu ze Stalą Mielec, który praktycznie zapewnił nam utrzymanie. Bardzo szeroki uśmiech wywołałoby u mnie też szóste miejsce w tabeli na koniec sezonu. Ciężko pracujemy przez cały sezon i taka lokata na zakończenie rozgrywek byłaby „wisienką w torcie" i nagrodą za nasz wysiłek.

Rozmawiali
Łukasz Maślanka i Tomasz Szuchta

fot. Damian Filipowski


Patronem medialnym Impel Gwardii Wrocław jest portal dlaStudenta.pl


Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama