Po niemalże legendarnym wystąpieniu Jerzego Janowicza w turnieju Masters w Paryżu, słuch o najlepszym polskim tenisiście prawie zaginął. To jednak nie był koniec jego kariery, a dopiero jej początek. Awansując na 26. pozycję w światowym rankingu otworzył sobie drzwi do największych turniejów na całym globie.
Podczas zawodów w Paryżu Jerzyk podbił serca nie tylko polskich widzów. Wszyscy kibicowali młodemu chłopakowi, który z prawdziwą klasą pokonywał najwyżej ulokowanych w rankingu graczy. Nie obronił się przed nim Andy Murray, ani Janko Tipsarevic. Dopiero w finale uległ Davidowi Ferrerowi, obecnie czwartej rakiecie świata, wynikiem 4:6, 3:6.
W styczniu Janowicz wziął udział w renomowanym turnieju Australian Open. Nie bez problemów przebrnął przez dwie pierwsze rundy. W trzeciej dobra passa niestety się skończyła i Jerzyk przegrał z wyżej notowanym Nicolasem Almagro. Podczas zawodów w Melbourne wyszedł ognisty temperament Polaka. Ile razy jeszcze nie zauważysz piłki? – krzyczał w stronę sędzi spotkania, za co został w końcu ukarany na 2 500 dolarów amerykańskich. Za swoje zachowanie nie zapłacił jednak ani grosza.
Po zakończeniu Australian Open awansował w rankingu ATP na pozycję 24.
Jerzyk pojawił się także w turnieju Indian Wells (ciągle trwa), gdzie został zupełnie zdominowany przez Francuza - Richarda Gasqueta w trzeciej rundzie. To jednak nie koniec jego zmagań w Kaliforni. Polski tenisista, w parze z Treat’em Huey’em, już dzisiaj o 19:00 czasu polskiego stanie w walce o finał w tenisowym deblu.
Janowicz jest także reprezentantem Polski w pucharze Davisa. Po wygranej ze Słowacją, nasza reprezentacja stawi czoła zawodnikom z RPA. Faworytami w tych rozgrywkach są Polacy, ale kto okaże się lepszy dowiemy się dopiero na początku kwietnia.
W swojej karierze Jerzy Janowicz zarobił już prawie 800 000$.
KG