– Drobne urazy to w piłce ręcznej normalka, jak cię nic nie boli, to albo nie grasz w piłkę ręczną, albo się obijasz na boisku – mówi Grzegorz Tkaczyk, światowej sławy piłkarz ręczny. W wywiadzie dla portalu mojakontuzja.pl sportowiec opowiada o swojej pasji do piłki ręcznej i doświadczeniach z kontuzjami.
Piłka ręczna jako sport kontaktowy niesie ze sobą wysokie prawdopodobieństwo kontuzji. Indywidualne przygotowanie zawodnika i mozolne treningi mogą zostać w jednej chwili przekreślone przez umyślny faul lub przypadkowy uraz. Kontuzje mają różną skalę, a zawodnicy zwykle przyzwyczajają się do bólu i często, pomimo cierpienia, grają dalej.
– Myślę, że piłka ręczna to na pewno sport tylko dla twardzieli. Poza tym, jak już grasz od tylu lat, to nie myślisz o tym, czy dostaniesz w twarz umyślnie czy niechcący – opowiada o specyfice swojej dyscypliny sportowej Grzegorz Tkaczyk.
***
– Dzień dobry, jak zdrowie?
– Wszystko OK. Mam na myśli kolano, z którym męczyłem się przez długi czas. Teraz mogę wreszcie skoncentrować się na grze.
– Które to kolano?
– Właściwie oba mają coś na sumieniu.
– W Borussii Dortmund gra trzech reprezentantów naszego kraju w piłce nożnej i cała Polska o tym mówi co tydzień. W Rhein-Neckar Loewen też jest was trzech, ale o was kibice i media pamiętają tylko z okazji mistrzostw świata albo Europy. A gdzie tam – pod względem osiągnięć sportowych – Błaszczykowskiemu, Lewandowskiemu i Piszczkowi do Bieleckiego, Szmala i Tkaczyka?! Nie żal? Może to nawet powód do małej zazdrości?
– Osobiście bardzo się cieszę, że w Dortmundzie gra tak liczna grupa polskich zawodników. Fajnie, że wszyscy regularnie grają i rozwijają się, a nie siedzą na ławce rezerwowych. No i jeszcze – mimo kilku potknięć na finiszu sezonu – zdobyli tytuł mistrzowski. Szczególnie mocno trzymam kciuki za Roberta Lewandowskiego i cieszę się, kiedy strzela gole.
– Miał pan okazję spotkać się z nimi? Był pan na meczu Borussii albo oni na meczu Rhein-Neckar Loewen?
– Ja nie, ale wiem natomiast, że Robert był na naszym meczu.
– W herbie Badenii-Wirtembergii znajdują się trzy lwy. Czy często się zdarzało, aby lokalne media po jakimś waszym wyjątkowo udanym meczu pisały albo mówiły o „trzech lwach z Polski”?
– Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, aby niemieckie media używały takie sformułowania. Może też dlatego, że nie czytam niemieckiej prasy.
– Z braku czasu czy chęci, bo języka jako tako chyba przez te prawie 10 lat zdążył się pan nauczyć?
– Nie czytam, bo to żadna frajda.
– Można powiedzieć, że na poziomie pierwszoligowym gra pan już prawie połowę 30-letniego życia. Ile tego czasu łącznie przesiedział pan na trybunach lub w domu albo przeleżał w szpitalu z powodu kontuzji?
– Kontuzje to zmora każdego sportowca. Pod tym względem los mnie nie oszczędzał. A drobne urazy to w piłce ręcznej normalka – jak cię nic nie boli, to albo nie grasz w piłkę ręczną, albo się obijasz na boisku. Ja przez długi czas miałem olbrzymie problemy z kolanem, które ciągnęły się przez prawie dwa lata. Teraz – odpukać – na szczęście wszystko jest OK i mam nadzieję, że tak już będzie do końca kariery.
– Do piłki ręcznej przyczepiono łatkę gry bardzo brutalnej. To tylko stereotyp czy jednak jest coś na rzeczy?
– Na pewno piłka ręczna jest sportem bardzo kontaktowym i urazowym. Można też śmiało powiedzieć, że momentami także brutalnym.
– W wielu kontuzjach aż trudno nie dostrzec udziału rywali. Nie mówmy nawet o tak skrajnych przypadkach jak Karola Bieleckiego, ale złośliwy faul może zakończyć się np. zerwaniem więzadła krzyżowego bocznego. A to już sezon z głowy, jak nie cała kariera.
– Oczywiście zdarzają się umyślne faule, które są bardzo niebezpieczne dla zdrowia zawodnika. Myślę, że piłka ręczna to na pewno sport tylko dla twardzieli. Poza tym – jak już grasz od tylu lat, to nie myślisz o tym, czy dostaniesz w twarz umyślnie czy niechcący. Ryzyko zawodowe.
– Gdzie leczą lepiej – w Polsce czy w Niemczech?
– Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że ogólnie niemiecka służba zdrowia funkcjonuje lepiej. Na pewno dysponuje lepszym sprzętem, jednak polska jest na najlepszej drodze, aby te różnice nadgonić. A rehabilitacja chyba wszędzie jest już taka sama. Tu niczego nie da się przyspieszyć, wszędzie trzeba na to tyle samo czasu.
– Wraca pan do Kielc, bo numer 6 jest tam akurat wolny?
– Szóstka jest moim numerem „od zawsze” i tak już zostanie, bo to mój szczęśliwy numer. Wracam, bo dziewięć lat za granicą już wystarczy. W Rhein-Neckar zaproponowano mi nowy kontrakt tylko na jeden sezon, a w Kielcach bardziej im na mnie zależało. Jest tam zespół na europejskim poziomie, o czym świadczą nie tylko wyniki, więc wracam z tym większą radością. W SC Magdeburg grałem aż pięć i pół sezonu, w Rhein-Neckar jestem już czwarty rok. Mam nadzieję, że w Vive pogram nie tylko równie długo, ale i dobrze.
Rozmawiał Artur St. Rolak
Źródło: www.mojakontuzja.pl