Wybierz miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w ogólnopolskim wydaniu.

Znowu ich kochamy?

2009-04-03

 Zgodnie z dobrym polskim zwyczajem, od środy znowu kochamy naszą reprezentację. Tak, tak, już naszą, bo przecież wygrali i to w nie byle jakim stylu. Ze słabym rywalem? To ja chciałbym, żeby każdemu słabemu rywalowi Polacy aplikowali dziesięć goli.

Na złość wszystkim krytykom Polacy pokazali niesamowitą ambicję i chęć do gry. Bo żeby klepnąć panów dzielnie broniących honoru wszystkich Sanmarineńczyków dwoma, trzema bramkami nie potrzeba wirtuozerii ani nawet wielkich umiejętność. Czasami wystarczyć przyjść na boisko w miarę trzeźwym i bramki strzelą się same. Oczywiście to złośliwość nie na miejscu, ale w żadnym wypadku nie skierowana przeciwko zawodnikom San Marino.

Tak drodzy kibice, to do Was piję. Każdemu, kto teraz będzie szukał dziury w całym i mówił „ale to tylko San Marino", „ale dziesięć to my z kumplami byśmy im strzelili", „ale oni i tak Beenhakker to pasierb diabła i musi odejść", z miłą chęcią... zwrócę uwagę na nietakt. Na naszych oczach stał się właśnie kawałek historii i za to powinniśmy być naszym piłkarzom wdzięczni. Nie każę nikomu ich hołubić i stawiać im pomników - zrobili co do nich należało, z tym, że poparte to było autentyczną sportową złością. Nie zapominam, że trzy dni wcześniej w fatalnym stylu polegli w Belfaście i poziomem dostosowali się do pseudokibiców, którzy załapali się na eksport do Ulsteru.

Eufemistycznie można rzec, że ten mecz miał pokazać, że „Jeszcze Polska nie zginęła" i w sumie to dalej wypada się nas bać i to nie tylko w tej materii, że nasi kibice gdzieś pojadą i spuszczą łomot miejscowym. Te wszystkie niedowiarki, które ryczały po porażce w Belfaście, że skończyło się wszystko, poczynając od dobrej gry naszej reprezentacji, przez poziom w polskiej piłce po spodenki Marcina Wasilewskiego teraz mogą wreszcie odpocząć, bo na jakiś czas nie ma nad czym płakać. Spocznij!, bo krzyknąć „waruj!", chyba nie wypada.

Słowa te są ostre, ale zasada jest prosta - radykalne sytuacje wymagają radykalnych rozwiązań. I wcale nie mówię tu o ścinaniu selekcjonera, paleniu na stosie Dariusza Dudki, czy odchudzaniu Artura Boruca. Tak jak w skłóconej grupie: dopóki komuś nie da się, za przeproszeniem, po mordzie, to nie zapanuje spokój. W sobotę „po mordzie" dostali wszyscy: piłkarze, Leo, kibice, a nawet ci biedni Irlandczycy, tylko oni akurat od naszych kiboli. Po szoku i wstydzie przyszedł moment na odreagowanie i wyszło perfekcyjnie.

Zanim utoniemy w tej porcji miodu, spójrzmy na tabelę. Nie wiem kto rzucił w narodzie hasło, że „środowe wyniki w Pradze i Belfaście to najgorsze, co nas mogło spotkać". Koledzy dziennikarze, najgorsze co nas mogło spotkać, to porażka z San Marino i całodobowa prezentacja ulubionych filmów Artura Boruca, skądinąd zadeklarowanego miłośnika horrorów klasy Z, by o „Nocnym pociągu z mięsem" nie wspomnieć. Mamy trzy punkty więcej, a nasi najgroźniejsi rywale do awansu je stracili! Trzeba mieć nierówno pod sufitem i w innych miejscach, żeby sądzić, że o awans się mogą bić Irlandia Północna i Słowacja. Nic nie odejmując tym reprezentacjom oraz tego, że zdarzyło im się obu nas pokonać, ale... „Baraże, to maks, co z ciebie będzie", parafrazując filmowego gangstera.

Po czerwcowych meczach Słowacja i Słowenia będą miały po trzy punkty więcej, bo niestety piłkarze San Marino mają kiepskie szanse na odebranie im punktów. Wtedy dostaniemy kolejną porcję dziennikarskiego lamentu nad naszym ciężkim losem. Jak to się już stanie, możemy dumnie podnieść czoło i zakrzyczeć „Ale Czesi mają gorzej! I wcale nie chodzi o ich piwo!" Za to potem jest wrzesień i podejmujemy Irlandczyków u siebie. Żądza rewanżu, atut własnego boiska i takie tam - zadanie jest do wykonania, oczywiście biorąc poprawkę na to, że Irlandczycy jednak się przed nami nie położą tak jak nasi ostatni rywale. Słowacy wtedy będą podejmować Czechów i dla tych ostatnich będzie to... no cóż, ostatnia szansa walki o Mundial.

Historia zna mało przypadków, kiedy Czesi dokonali jakiegoś zrywu narodowego, ale wciry drugi raz od swoich niedawnych rodaków raczej nie dostaną. A nawet jeśli! Słowacja ma potem ciężkie wyjazdy do Irlandii („gdzie boisko figle płata") oraz do Polski („gdzie dowcip polega na tym, że można solidnie oberwać"). Przykro mi bardzo, ale nie wierzę w Słowaków. Tyle szczęścia, ile mieli ci faceci w tych eliminacjach, nie mają nawet działacze PZPN-u. Nie chcę tu już gdybać, ale wydaje się, że mają jeden schemat na złamanie obrony przeciwnika: liczyć na błąd bramkarza, bo po cudownym potworku Boruca, zmusili do nieco lżejszego Cecha w niedawnym meczu. Słowacy są do pokonania, zresztą... mieliśmy ich już w garści.

A jeżeli się nie uda? Z niewielką dozą optymizmu, mamy chyba prawo sądzić, że drugiego miejsca, nie zabierze nam nikt. Baraże to może nie wymarzona okazja, żeby awansować do Mundialu, ale jeszcze niedawno ktoś mówił, że zginęła wszelka nadzieja. Ten sam facet pewnie najgłośniej krzyczał przy każdym z dziesięciu goli Polaków środę... Łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale nasza szkapa jest wyjątkowo paskudnym zwierzęciem.

Jakub Filipowski
(jakub.filipowski@dlastudenta.pl)

 

 

Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama