Wybierz miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w ogólnopolskim wydaniu.

Co się stało z naszą kadrą?

2008-01-11

 Klęska, żal, rozczarowanie - to najlepsze słowa jakie przychodzą na myśl o grze polskich siatkarzy na ostatnim turnieju kwalifikacyjnym w Izmirze. Dlaczego tak się stało? Nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć.

Walka o Igrzyska jeszcze się nie skończyła. W Turcji rozegrane zostaną teraz półfinały. Niestety, bez nas. Dla drużyny Raula Lozano następna szansa dopiero w maju. Teraz można tylko rozmyślać. A że przysłowia są mądrością narodu, przytoczę jedno z nich: "Umiesz liczyć, licz na siebie". Nie pomogła nam Hiszpania, która w ostatnim grupowym spotkaniu przegrała gładko z Holandią, wystawiając rezerwowy skład i nie zachowując nawet pozorów walki. Trener "biało-czerwonych" był oburzony. Ale czy miał prawo? Sport sportem, walka walką, a tak naprawdę jesteśmy sami sobie winni. Wystarczyło przecież nie trwonić przewagi, którą mieliśmy w przegranych starciach z wyżej wymienionymi ekipami. Jak doszło do kolejnej klęski? Po kolei.

Sukces

Nieco ponad rok temu zdobyliśmy wicemistrzostwo świata. To był fantastyczny turniej. Polacy od początku grali w nim świetnie, rozprawiając się z kolejnymi rywalami bez straty seta. Gdy przyszło do decydujących rozstrzygnięć, zobaczyliśmy walczący do końca zespół, odporny psychicznie i zdeterminowany na osiągnięcie sukcesów. Właśnie te cechy pozwoliły nam odwrócić losy pamiętnej potyczki z Rosją. Umiejętności obu stron były w miarę równe, za to Polska była zespołem, a "Sborna" jedynie zlepkiem indywidualności. Na fali tego sukcesu pokonaliśmy Bułgarów, po czym zostaliśmy rozbici przez Brazylię. To nic, sukces i tak był ogromny, a siatkarze wrócili do kraju jak wielcy herosi. Po tym wszystkim stali się jeszcze bardziej popularni, hale sportowe wypełniały się w maksymalnym stopniu, a zainteresowanie graczami potężnie wzrosło. Każdy był dumny z posiadania tak wielkiej drużyny w Polsce. Po japońskim czempionacie "biało-czerwoni" wciąż grali świetnie, utrzymali wysoki poziom i byli groźni dla najlepszych. Jeszcze w rozgrywkach Ligi Światowej był to zespół, który przypominał ten z mistrzostw świata. A potem? Coś pękło.

Równia pochyła

Kto wie czy momentem przełomowym nie był turniej finałowy LŚ rozgrywany w Katowicach. Wtedy to doszło do półfinałowego starcia Polski z Brazylią. To miał być wielki rewanż za finał MŚ. Rewanż się naszym nie udał, chociaż byli blisko. Potem zdążyli jeszcze przegrać walkę o trzecie miejsce z USA. Gładko. Chociaż styl jaki zaczęli prezentować Polacy niektórych martwił, niewielu myślało na poważnie, iż to początek popadnia w przeciętność. Niestety, tak się właśnie stało. Coraz słabsza forma, coraz gorsze wyniki, a co najsmutniejsze, zdecydowane popsucie się atmosfery w drużynie. Pierwszym dowodem był potężny konflikt, jaki wywołała odmowa gry przez Mariusza Wlazłego na ME w Rosji. Na słowa potępiające kolegę z drużyny zdecydowali się na łamach prasy niektórzy gracze, na czele z Sebastianem Świderskim. Brak Wlazłego, kontuzja Gruszki, a na dodatek mizerna dyspozycja pozostałych członków ekipy przełożyła się na beznadziejny wynik w czempionacie Starego Kontynentu. To był blamaż.

To nie koniec kłopotów

Wnioski musiały być proste. Mistrzostwa Europy nam nie wyszły, ale wciąż dysponujemy potencjałem pozwalającym na osiąganie wymiernych sukcesów na arenie międzynarodowej. Zatem trzeba wyciągnąć wnioski, zamknąć rozdział pod hasłem "wicemistrzowie świata" i rozpocząć ciężko pracę w celu odbudowy dawnej świetności. Tak powinno się stać, ale... No właśnie, niewiele się poprawiło. Po dzień dzisiejszy kibice moga oglądać co najwyżej pozory wielkiej siatkówki w wykonaniu naszych graczy. Niby jest dobrze, nby gramy nieźle, zawodnicy w klubach prezentują wyśmienite zagrywki, ale jak spotykają się wspólnie z orzełkiem na piersi, coś się zacina. Tak, jak kiedyś. Stare grzechy wróciły. Dodatkowo "biało-czerwonych" wiecznie nawiedzają kontuzje. Z tego tylko powodu do Izmiru nie pojechali Wlazły, Kadziewicz, Winiarski i Szymański, a więc kluczowe ogniwa w "maszynie Lozano". Z tym ostatnim problem jest większy. Selekcjoner zapowiedział, że już go nigdy nie powoła, gdyż atakującemu z Olsztyna brakuje charakteru, a każdy nawet najmniejszy uraz powoduje, iż rezygnuje z walki. Wygląda to na zaostrzenie konfliktu. W maju czeka nas ostatnia już szansa na wejście do IO w Pekinie, tym razem nie ma już miejsca na błędy.

Co dalej?

Można by rzec: "cała naprzód!". Przede wszystkim trzeba wyeliminować błędy, które znów się naszym przydarzają, a więc gubienie punktów w decydujących momentach spotkań. Nad tym sztab szkoleniowy popracować musi. Trzeba również zwrócić większą uwagę na zdrowie graczy. To nie przypadek, że aż tylu siatkarzy ciągle narzeka na urazy. Być może popełniane są jakieś błędy w ich motorycznym przygotowaniu. Najważniejszą jednak sprawą jest odbudowanie atmosfery w drużynie. Każdy z nas widział jak ważna w sporcie jest jedność. Tej póki co po wicemistrzach świata nie widać. Wierzę głęboko, że Raul Lozano podoła zdaniu odbudowania potęgi, którą sam już raz stworzył. Pewności jednak nie ma. Dlatego wspominając japoński sukces - ataki Wlazłego, serwisy Kadziewicza, wystawy Zagumnego i bloki Plińskiego, przychodzi mi na myśl parafraza słów ze znanej piosenki Jacka Kaczmarskiego: "co się stało z naszą kadrą?"...

Tomasz Szuchta
(tomasz.szuchta@dlastudenta.pl)


 
Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama