Wybierz miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w ogólnopolskim wydaniu.

Komentarz: Jeszcze zaświeci słońce...

2009-03-30

 KOMENTARZ
Gdy emocje już opadną" warto poważnie przemyśleć występ Polaków w Belfaście. Zamiast biadolić, rzucać truizmy, warto poddać wszystko dookoła poważnej refleksji "by ze sceny zejść niepokonanym".


Oczywiście głupio tu cytować Grzegorza Markowskiego, biorąc pod uwagę to, że niedość, iż przegraliśmy, to zrobiliśmy do w sposób haniebny i żenujący. Szkoda, że nikt nie chce odpowiedzieć na pytanie dlaczego i jak to się stało. Chętni? Bardzo proszę!

Po pierwsze

Przegraliśmy. Nie da się ukryć. W jakim stylu - też już się rzekło. Można mówić o indywidualnych błędach, o błędach tego złego i wstrętnego Beenhakkera, o złej murawie, a najlepiej o tych paskudnych Irlandczykach, którzy zechcieli nam spuścić łomot. Błąd! Istotne jest pierwsze zdanie tego akapitu. PrzegraliśMY. To nasi piłkarze popełnili fatalne błędy i poniekąd sami strzelili sobie bramki, a wcale nie przeciwnicy wznieśli się na wyżyny swych umiejętności. Oglądaliśmy marne widowisko, gdzie obie drużyny grały słabo, a my niestety słabiej. Warto też wspomnieć o postawie polskich kibiców. To jest dokładnie jak z niegrzecznym dzieckiem: kiedy coś nabroi, to jest Twoje, a jak jest grzeczne i cudowne, to moje, a w najlepszym wypadku nasze.

Nagle, połowa polskiego narodu podnosi larum, prześcigając się w wymyślaniu wyzwisk i gadaniu jak to nasi piłkarze do niczego się nie nadają. Każdy ma prawo do własnego zdania, szkoda tylko, że to ci sami ludzie wychwalali pod niebiosa tego samego Artura Boruca chociażby po meczu z Austrią. Przykro mi - tak, mi - że świadomość kibicowska fana polskiej drużyny narodowej jest mniej więcej zbieżna z rozwojem intelektualnym przeciętnego użytkownika forum pewnego portalu. Jak nasi wygrywają to są nasi, a jak przegrywają, to mogą co najwyżej liczyć na... No właśnie.

Po drugie

Styl. Nie mam zamiaru bronić reprezentacji Polski, bo w Belfaście zaiste zaprezentowaliśmy antyfutbol. W ofensywie mieliśmy właściwie tylko Jelenia, a reszta piłkarzy mogła być co najwyżej jeleniami. Rogerowi wyszły dosłownie dwa podania - jedna asysta oraz drugie, którym uruchomił Wawrzyniaka, który zaliczył asystę. Poza tym - nic, nic i - tu zaskoczenie - nic. Przez ostatnie 20 minut, kiedy już przegrywaliśmy dwoma bramkami piłkarzom nie chciało się nawet biegać i grać do przodu, co było smutne i żenujące zarazem. Dopiero po strzeleniu bramki przez Marka Saganowskiego nastąpił romantyczny zryw i w dwie minuty Polacy chcieli zbawić świat.

Po trzecie

Taktyka. Leo Beenhakker coraz częściej pokazuje, że jest na bakier z taktyką i doborem strategii gry do przeciwnika. Nie zdziwię się, jeżeli przeciwko słabiutkim piłkarzom San Marino wyjdziemy takim samym, defensywnym ustawieniem 4-4-1-1. Skoro wszyscy wszem i wobec widzieli, że Irlandczycy to piłkarze raczej kiepscy (co było również widać na boisku, więc plotki to nie były), na dodatek osłabieni kartkami, to chyba można było zagrać nieco śmielej? A tak - mieliśmy z przodu jednego Ireneusza Jelenia, który był w formie. Roger generalnie zawodził, a gra do przodu w wykonaniu Jacka Krzynówka i Tomasza Bandrowskiego była jak upadki Cristiano Ronaldo - baaaaardzo symulowana. Mieszane uczucia mam wobec Roberta Lewandowskiego, który również niczego nie pokazał, ale to wynikało z czego innego. Zaczynam poważnie wątpić, że Leo Beenhakker faktycznie ogląda mecze Polaków w jakiejkolwiek formie. Bo jeżeli widział, dajmy na to, mecze Lecha z Udinese, gdzie Lewandowski grał właśnie na prawej pomocy, to powinien sobie zapisać drukowanym literami: NIE POWIELAĆ. Że Lewy jest urodzonym napastnikiem, zdążył pokazać już kilka razy w naszej lidze, ale także i w kadrze.

Oczywiście pomysł wynikał stąd, że grać od początku nie mógł Jakub Błaszczykowski. Tylko, że naczelna zasada ustalania taktyki brzmi prosto: nie dostosowuj zawodników do systemu, tylko system do zawodników, których masz. Nagle się okazało, że bez jednego skrzydłowego nasza koncepcja gry się sypie, co zresztą nasz selekcjoner dostrzegał i mówił o tym w wywiadach! I co? I nic. „Jakoś to będzie" powiedział sobie pewnie Holender, łyknąwszy trochę naszej kultury. Nie mam zamiaru tu proponować Leo innych rozwiązań taktycznych, bo to jednak Jemu za to płacą, ale pragnę mu jednak przekazać jedną, jakże cenną informację: SĄ NA ŚWIECIE INNE USTAWIENIA. Naprawdę. Wystarczy tylko szerzej otworzyć oczy. Trzeba jednak Beenhakkerowi oddać to, że ustawienie nie gra. I, że za realizację taktyki odpowiadają piłkarze. Ale kiedy się każe murarzowi grać na skrzypcach, bo można liczyć tylko i wyłącznie na szczęście.

Po czwarte

Defensywa. Warto byłoby w tym miejscu się pomodlić, ale chyba nie wypada. Przez 10 pierwszych minut meczu Dariusz Dudka zdążył „zrobić" trzy babole. I to trzy takie, które klasowemu obrońcy zdarzają się przez całą rundę, może sezon. Kto wymyślił Dariuszowi Dudce pozycję środkowego obrońcy, powinien przynajmniej zginąć w okropnych torturach. I to najlepiej tyle razy, ile tamtemu zdarza się mylić w meczu. Władysław Żmuda napisał, że przekleństwem tego piłkarza jest to, że jest tak dobry w grze na środku, na boku i w pomocy, że trenerzy nie mogą się zdecydować gdzie go wystawiać. Moim zdaniem nie jest dobry nigdzie, ale to chyba tylko kwestia spojrzenia.

Na środku pomocy w kadrze również nie zagrał dobrego meczu. Chciałoby się napisać, że na lewej obronie jeszcze jakoś sobie radził, ale od razu przypomina mi się mecz z Niemcami w 2002 roku. Cóż, ale na bezrybiu i Dudka obrońca, więc skoro już musi grać w kadrze, to niech będzie to ta sławetna lewa obrona. Tym bardziej, że przebywający tam na urlopie Jakub Wawrzyniak nadaje się co najwyżej do oddania komuś, komu już nie będzie w stanie wyrządzić krzywdy. Urocze nieporozumienie jakie miało miejsce między nim, a Arturem Borucem może się zdarzyć trampkarzom na pierwszym treningu. No tak, bo to słońce, bo początek meczu, bo ten Wawrzyniak jakiś taki... Szkoda tylko, że głupi błąd zdarza się mu nie pierwszy raz. Z dobrej strony dał się już poznać w Panathinaikosie, gdzie w piekny sposób załatwił rzut karny w Lidze Mistrzów. Przeciwnikom - żeby nie było.

Po piąte

Artur Boruc. Koń, jaki jest, każdy widzi. O bramce samobójczej Michała Żewłakowa mówił i słyszał już prawie każdy, ale jakoś nikt nie jest w stanie niczego mądrego na jej temat powiedzieć. Bo błąd Artura Boruca polegał tylko i wyłącznie na tym, że jej nie przyjmował i chciał ją za wszelką cenę wykopać gdzieś w okolice rzędu Q. Czasu miał sporo, a boisko spłatało mu figla. Zdarzyć się mogło każdemu na takiej murawie, dlatego ważne jest to, co się tłucze młodym obrońcom właściwie od drugiego trymestru w łonie matki: nie podajemy piłki do bramkarza w światło bramki. Właśnie po to, żeby w przypadku takiej złośliwości murawy, skończyło się co najwyżej na rzucie rożnym (właśnie tak było w pierwszej połowie w przypadku Irlandczyków). Inna sprawa, że chyba żadne wybicie Borucowi w tym meczu nie wyszło, był nerwowy i... mimo wszystko to o nim się mówi.

Niestety, to smutne co mam zamiar napisać, ale w tym momencie gracz Celtiku nie jest potrzebny reprezentacji Polski. To już drugi klops z udziałem Boruca w drugim z rzędu meczu eliminacyjnym. Zabrzmi banalnie - ale bramkarz musi wprowadzać w drużynie spokój i dawać pewności obrońcom. Jaką pewność będą teraz mieli obrońcy, zagrywając piłkę do Boruca? Historia pewnie teraz zatoczy koło i znowu w meczu z San Marino zobaczymy w bramce Łukasza Fabiańskiego, pod warunkiem, że się upora z infekcją jelit. Swoją drogą, może chłopak czuł co się świeci i nie chciał brać w tym cyrku udziału...

Posłowie

Można by oczywiście dalej gdybać, co by się stało, gdyby dłużej grał Błaszczykowski, gdyby w bramce był kto inny, gdybyśmy grali innym ustawieniem, gdyby Leo miał wiedzę taktyczną Jacka Gmocha, czy gdyby Polska była drugą Irlandią... Nie ma sensu. Należy się wziąć w garść, ograć San Marino i... czekać. Czekać do następnych meczów eliminacji! Czesi tracą punkty notorycznie, a jeżeli wygramy z zespołem z Półwyspu Apenińskiego, to będziemy oczek aż dziesięć. Jakoś nie wierzę, żeby dwa pierwsze miejsca w grupie mogły zająć Słowacja i Słowenia.

Jest szansa! Nie chcę pisać „nic się nie stało", ale raczej „nie traćwa nadziei". Polacy mają tendencję do robienia wielkich tragedii. A podobno dopóki piłka w grze...

P.S. Nie wiem zupełnie jaki los może czekać Leo Beenhakkera. Sprawa wydaje się być przesądzona, bo Grzegorz Lato na taką okazję czekał chyba od 1974 roku. Holender się nie popisał i ma bardzo złą prasę. Ale zmiana selekcjonera, w momencie kiedy jest jeszcze REALNA szansa na awans będzie zagrywką polityczną.

Jakub Filipowski
(jakub.filipowski@dlastudenta.pl)

Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama