Żenada na Stadionie Narodowym! Obiekt, który został wybudowany za 2 miliardy złotych nie był w stanie przyjąć piłkarzy na meczu Polska - Anglia. Boisko zostało całkowicie zalane przez deszcz. Powtórka spotkania przewidziana jest na dzisiaj na godzinę 17.
Mecz eliminacji Mistrzostw Świata nie odbył się z powodu zalanej wodą murawy. Przed spotkaniem nie zasunięto dachu, co było m.in. spowodowane również decyzją delegata FIFA ze Słowenii. Ten broni się argumentami, że obie drużyny wyraziły chęć zagrania przy otwartym dachu. Kiedy organizatorzy zebrali się do kupy przed rozpoczęciem wczorajszego meczu, okazało się, że boisko zamieniło się w wielką kałużę, a drenaż bardzo cienkiej, bo dwucentymetrowej warstwy nie został zainstalowany. Popełniono jednak rażące błędy w kwestii zaniedbania prognozy pogody, którą można było sprawdzić o wiele wcześniej - według meteorologów we wtorek nad Warszawą miało bardzo mocno padać. Kolejne zastrzeżenia budzi sama konstrukcja dachu na Narodowym - skoro nie można go zasunąć podczas opadów ze względu na zagrożenie osób na nim przebywających, to najwyraźniej mamy do czynienia z bardzo drogim bublem architektonicznym.
Zrozumiałe, że na wieść o odwołaniu spotkania fatalnie zareagowali kibice. Z trybun padały okrzyki "złodzieje, złodzieje". Na murawę wtargnęli także dwaj kibice, którzy po przesiąkniętym wodą boisku ścigali się z ochroniarzami. Największą radość wywołała wywrotka jednego z pracowników służb porządkowych. Klimat kaszany potęguje fakt, że nie wiadomo nawet, czy przy dzisiejszej powtórce na stadion zostaną wpuszczeni kibice, bo wymaga to zgody policji.
JUR
