W ostatnią noc odbyły się jedynie dwa mecze ligi NBA. Dostarczyły za to sporą dawkę emocji. Szczególnie dramatyczny przebieg miał pojedynek w Los Angeles.
Zmierzyli się w nim zawodnicy Lakers i San Antonio Spurs. Przez pierwsze trzy kwarty mistrzowie NBA radzili sobie bardzo dobrze, chociaż grali mocno osłabieni. Prowadząc dwoma punktami przystępowali do decydującego starcia z wiarą w ostateczny sukces.
Nic z tego. "Jeziorowcy" grając we własnej hali ruszyli do zmasowanych ataków i to się opłaciło. Odpowiednio ustawieni przed trenera Phila Jacksona zawodnicy ostatecznie zwyciężyli. Najwiekszy w tym udział miał oczywiście lider Lakersów - Kobe Bryant rzucając 30 punktów. Nieźle zagrał także Lamar Odom. Dla mistrzów NBA była to niespodziewana porażka, która jednak niewiele zmieniła w układzie tabeli.
Tymczasem w Miami miejscowi Heat podejmowali ekipę z Waszyngtonu i po ostatnich dobrych występach wydawali się być faworytami. Jednak fantastyczna postawa Stevensona i Butlera sprawiły, iż zwyciężyli goście. "Czarodzieje" praktycznie przez cały mecz byli lepsi i odnieśli jak najbardziej zasłużoną wygraną. Znów słabo w szeregach gospodarzy spisali się Wade i O'Neal.
Wyniki:
Miami Heat - Washington Wizards 91:104 (Quinn 22 - Stevenson 26)
Los Angeles Lakers - San Antonio Spurs 102:97 (Bryant 30 - Bowen 22)
(SZUCH)