Francja po wczorajszym zwycięstwie 1:0 nad Portugalią, zagra w niedzielę 9 lipca z Włochami. Areną wielkiego finału będzie „Olympiastadion” w Berlinie. Dzień wcześniej w Stuttgarcie o 3 miejsce zagra Portugalia z Niemcami.
Przed meczem oczekiwania na wielkie widowisko były zrozumiałe. Francja w starciu z Brazylią pokazała świetną piłkę, Portugalia zaś była wzmocniona powrotem do składu Deco i Costinhy. W zapowiedziach przed meczowych Francuzi obawiali się brutalnej gry ze strony Portugalczyków (takiej jak w meczu z Holandią) oraz symulowania przez nich fauli. Jak się okazało było bardzo mało przewinień ze strony drużyny Scolariego (tylko 1 żółta kartka dla Carvalho), a jeśli ktoś udawał na stadionie w Monachium to tylko Thierry Henry.
Pierwsze minuty były dość zaskakujące. Już w 1 minucie Malouda znalazł się w dobrej sytuacji, ale przestrzelił zza pola karnego. Niedługo później Deco i Maniche mieli okazje do pokonania Bartheza, ale bramkarz Olympique Marsylia miał w środę dużo szczęścia.
Każdy kto po 10 minutach był przekonany, że mecz coraz bardziej się rozkręca był w błędzie. Zamiast porywającej gry z obu stron, długie przestoje i walka w środku pola. Nadeszła 33 minuta, Thierry Henry dostał piłkę w polu karnym, był przy nim już Ricardo Carvalho, który lekko dotknął napastnika Arsenalu. Sędzia Larrionda nie miał wątpliwości i wskazał na 11 metr.
Wydaje się, że karny nie powinien być odgwizdany. Była to podobna sytuacja jak w meczu 1/8 finału Włochy- Australia i wydumany faul na Grosso z 93 minuty. Arbiter każdego spotkania koniecznie musi zadać sobie pytanie czy walka w polu karnym i ewentulany faul spowodował upadek zawodnika drużyny przeciwnej?
W obu tych sytuacjach, Grosso i Henry spokojnie mogli utrzymać się na nogach i grać dalej. Szczególnie postawa tego drugiego to niemiła niespodzinka. W wypowiedziach prasowych przed meczem z Portugalią on sam zarzekał się, że gardzi wymuszaniem rzutów wolnych i karnych przez innych napastników. Po wczorajszym spotkaniu jedno jest pewne- Henry niczym się od nich nie różni.
Do „11” podszedł nigdy nie bojący się brać odpowiedzilaności w najtrudniejszych momentach- Zinedine Zidane. Przypomniał się półfinał mistrzostw Europy w 2000 roku, kiedy w meczu Francja- Portugalia była dogrywka. Sędzia właśnie w dodatkowym czasie gry odgwizdał „rękę” Abela Xaviera i karnego pewnie wykorzystał słynny „Zizou”. Wczoraj ten sam zawodnik także nawet się nie zawahał i choć Ricardo wyczuł jego intencje, strzał był na tyle mocny, że Francja od 33 minuty prowadziła 1:0.
Nawet stracona bramka nie wpłynęła na zmianę gry podopiecznych Luiza Felipe Scolariego. W ataku zupełnie nie był widoczny Pauleta. Pomocnicy: Figo, Deco, Ronaldo i Maniche starali się bardzo, ale dyscyplina taktyczna Francuzów jest godna wszelkich pochwał. Na boisku każdy zawodnik ma swoje miejsce i rolę do odegrania. Obrońcy znają się już na pamięć, Vieira z Makelele uzupełniają się tak, jak żadna inna para defensywnych pomocników na tych mistrzostwach. Ribery i Zidane zaś potrafią utrzymać się przy piłce i stworzyć zagrożenie w każdej chwili. Henry, choć na razie nie jest w najwyższej dyspozycji, to piłkarz którego każdy trener na świecie chciałby mieć w swoim zespole.
Druga połowa zaczęła się podobnie jak pierwsza, od ataków reprezentacj Francji. Henry w swoim stylu próbował zaskoczyć Ricardo z ostrego kąta, a Ribery po raz kolejny „urwał” się obrońcom i oddał groźny strzał. Od tego momentu zaznaczyła się przewaga Portugalii, ale bez klarownych sytuacji bramkowych. Aby zwiększyć siłę uderzeniową, słabego w tym meczu Pauletę zastąpił Simao Sabrossa. Dopiero w ostatnich kilku minutach realne zagrożenie zawitało pod bramką Francuzów. Rzut wolny wykonywał Cristiano Ronaldo, uderzył mocno ale wprost w bramkarza, który doskonale jeszcze pamięta jak wnosił Puchar Świata 8 lat temu na Stade de France (oprócz niego: Thuram, Vieira i Zidane). Fabien Barthez wybił piłkę przed siebie, a tam stał już Luis Figo. Uderzenie głową z 4 metrów, ale nad poprzeczką! Na koniec jeszcze strzał rozpaczy Fernando Meiry i koniec meczu.
W niedzielę naprzeciwko siebie staną Francja i Włochy. Ponownie przypominają się mistrzostwa Europy z 2000 roku i doskonały finał pomiędzy tymi drużynami. Do 90 minuty Włochy prowadziły 1:0, straciły bramkę już w doliczonym czasie gry. W dogrywce „Golden Goal” (ten przepis już został przez UEFA zniesiony) zdobył David Trezeguet. Wtedy Włosi rozpaczali, ale w meczu z Niemcami (po zdobyciu 2 bramek w ostatnich minutach dogrywki nad Niemcami) poznali smak takiego zwycięstwa. Jak będzie 9 lipca w Berlinie?
Portugalia - Francja 0:1 (0:1)
5 lipca, Monachium,
Bramka: Zinedine Zidane (33, karny).
Sędzia: Jorge Luis Larrionda (Urugwaj).
Żółte kartki: Ricardo Carvalho (Portugalia), Louis Saha (Francja).
Widzów: 66 tysięcy.
Portugalia: Ricardo - Miguel (62, Ferreira), Meira, Carvalho, Valente - Figo, Maniche, Costinha, Deco, Ronaldo - Pauleta (68, Simão).
Francja: Barthez - Sagnol, Thuram, Gallas, Abidal - Ribéry (72, Govou), Makelele, Vieira, Zidane, Malouda (69, Wiltord) - Henry (85, 14. Louis Saha).
Mirosław Goresz
miroslaw.goresz@dlastudenta.pl